Miejsce zasiedzenia - dąb. Bardzo bogaty w formie, młody, jędrny
żółciak siarkowy. Miałam nie wpisywać raportu, ale jako, że był to mój pierwszy w życiu żółciak, piszę, co następuje: kulinarnie, przynajmniej dla mnie szału nie ma, chyba, że coś zrobiłam nie tak 🤔. Z pewną dozą nieśmiałości urwałam dwa kawałki. Obgotowałam w solonej wodzie 20 min. Z jednego kawałka zrobiłam "schabowego". Drugi zamroziłam. Obserwacje: przy gotowaniu nie czuć siarki ( no chyba, że jako diablica jej po prostu nie czuję) Zapach skojarzył mi się ze świeżym mlekiem, prosto od krowy. Kto pił, ten wie jak pachnie
Sam żółciak, po ostudzeniu, pachnie jak mieszanka oscypka i koziego sera 🙃. Konsystencja przy próbie smakowej - jak mortadela - kto jadł ten wie 🥴. Jutro będzie próba z drugim kawałkiem - jaka jeszcze nie wiem 🤔. I jeśli nadal będę fanką formy, koloru i ogólnego wrażenia powyżej opisanego żółciaka - to fanką wartości kulinarnych nie będę - chyba, że jutro wymyślę coś, co powali mnie na kolana. Na tym kończę. Pozdrawiam wszystkich cieplutko. No i cóż, życzę rurek 😄, wielu - o wyrazistym smaku 😃. Pa 😘