2 i pół godziny włóczenia się po obrzeżach miasta, trochę po lesie (klon, buk, wierzba, czarny bez), trochę po krzakach i nieużytkach. Warunki nie sprzyjały szukaniu grzybów naziemnych (sporo terenu wciąż pod śniegiem), więc po bezowocnych próbach znalezienia smardzowatych skupiłem się na czarnych bzach, których było tam sporo. W efekcie trafiło się kilkanaście stanowisk
uszaka bzowego (zwykle tylko po 2-5 w jednym miejscu, ale sporo ładnych i w miarę wyrośniętych). Łącznie wyszło ok. 50 zebranych uszaków (sporo małych zostawiłem), ponadto resztki
płomiennic (10) i jedna
czarka.
Inaczej niż w ostatnich kilku tygodniach, większość uszaków nie była zasuszona, ale jędrna i elastyczna - świeże opady (trochę śniegu, ale też i deszczu) widać dały już efekt i uszaki "ruszyły". Biorąc pod uwagę zapowiadane w najbliższych dniach deszcze i dodatnie temperatury, za tydzień-dwa mogą być uszakowe "żniwa". Ciekaw jestem - i będę obserwował - czy ruszą też takie mikrusy wielkości od łepka szpilki do jednogroszówki, których mam kilka stanowisk oznaczonych.