Skończył się 2020 r. - czas podsumowań i refleksji ?
Rok 2020, rok inny niż wszystkie inne dotychczasowe roki. Zaczął się niepozornie od STYCZNIA, w którym jeszcze nieświadomy tego co nas wszystkich czeka, podziwiałem całą plejadę kisieli galaretek i płomiennych grzybków. W LUTYM obiektem moich westchnień oprócz uprzednich były dodatkowo
uszaki bzowe, czarki i żagwie zimowe. No i nastała MARZEC. Marzec, który odwrócił do góry nogami cały świat i zburzył podwaliny ówczesnej ludzkości. Aczkolwiek w moim przypadku marzec był pierwszą osobliwością w bardzo pozytywnym znaczeniu. Miałem przyjemność przez 3 tygodnie zaprzyjaźnić się z lasem bukowym w przeuroczych pomorskich okolicach Skarszew (pozdrowienia dla Grzybowego Kapelusza i całego grona Pomorzan). Właśnie tam ekscytowałem się czarkami rosnącymi w nadzwyczajnym towarzystwie rosnących dziko przebiśniegów, przylaszczek i kilku krzewów wawrzynka wilczełyko:-))). KWIECIEŃ plecień zaczął się fantastycznie od obcowania z przeuroczymi czeszkami, jednakże ze względu na suszę młode jędrne czeszki uschły w kwiecie wieku. Nadszedł MAJ i traumatyczne oczekiwanie na pierwsze rurkowce. No i stało się, 31 maja pierwszy
koźlarz pomarańczowożółty. CZERWIEC zaczął się suszą i mimo wszystko rewelacyjnym, upragnionym, pierwszym wysypem
koźlarza czerwonego osikowego. Po tygodniowych opadach 20 czerwca zaczął się raj. Właśnie w tym dniu spotkałem drugą tegoroczną osobliwość, odwiedziłem stanowisko
uszaka bzowego, który w promieniach słońca pokazał mi oblicze, jakiego jeszcze moje oczy nie widziały. A w kolejnych dniach sypnęło koźlarzami grabowymi i usiatkami. W LIPCU jak to w lipcu w moim lesie. Festiwal
koźlarzy grabowych, czerwonych i pomarańczowożółtych, do których, w drugiej połowie miesiąca dołączyły pierwsze
borowiki szlachetne i ukochane
koźlarze czerwone dębowe. Nie mogłoby się w lipcu obejść bez kolejnych osobliwości. Niewątpliwie należy do nich ponad pięćdziesięcioosobowa rodzinka
koźlarza pomarańczowożółtego pod 3 młodymi świerkami. Również lipcowe spotkanie z anielską piestrzycą kędzierzawą i uroczą korzeniówką pospolitą nie należy do codzienności. SIERPIEŃ przyniósł załamanie w grzybności, a raczej panująca susza. Co prawda znajdowałem czerwone i grabowe, ale nie były to grzybobrania, o których pamięta się latami. No i nastał przełomowy WRZESIEŃ. Zrobiło się bardziej wilgotno, co bezpośrednio przełożyło się na osobliwy wysyp
borowików szlachetnych. Właśnie takie widoki pamięta się długimi latami. 9-go września moje dróżki pokryły się kilkunasto i kilkudziesięcioosobowymi rodzinkami równiótkich jak z pod linijki bielutkich
borowików. Za borowikami podążyły czerwone dębowe. I właśnie z nimi przeżyłem drugą sierpniową osobliwość. 25-go późnym wieczorem ale już w egipskich ciemnościach, zamierzałem szybko (tzn 5 min) zweryfikować tygodniowe nagrania w fotopułapce. Jakież było moje zdziwienie, jak w świetle smartphonowej latarki korzenie
koźlarzy czerwonych dębowych, świeciły jak fluoroscencyjne zabawki. I tak 5 minut zamieniło się w godzinę, a nagrania zwierząt zamieniły się w nagrania nocnych
kozaków czerwonych. We wrześniu jeszcze
koźlarze grabowe miały swoje drugie 5 minut a
opieńka swoje pierwsze 5 minut. PAŹDZIERNIK można podzielić na dwie równe połowy i jedną osobliwość. Pierwsza połowa czerwonokoźlarzowa a druga podgrzybkowa. No i osobliwość, przeurocze młodziutkie
borowiki sosnowe na które polowałem 5-krotnie, niestety w 4 przypadkach zastałem tylko obierki. LISTOPAD spędziłem teoretycznie już tylko na nadbużańskich piaskach, gdzie zatracałem się w zamykaniu licznika
podgrzybków najpierw w okolicy 400-u a później 200-u oraz niekończącej się zabawie w chowanego z zielonkami. Jednak nie zaniechałem czerwonych, miałem 2-krotną przyjemność spotkania, z czego 20-go ostatniego spotkania i pożegnania. Listopad zakończył się kolejną osobliwością, 29-go kilka godzin zabawy z podgrzybkowymi bałwankami. GRUDZIEŃ już tylko z rozkoszą duchową. I znów podziwianie kisieli i galaretek oraz płonących
zimówek. A na zakończenie roku chyba największa OSOBLIWOŚĆ. Splot specyficznych warunków sprawił, że przy udziale łojówki różowawej miałem przyjemność przez kilka godzin zachwycać się fenomenem zjawiska lodowych włosów. Tak więc dziękuję wszystkim za ten paradoksalnie jednocześnie tragiczny jak i wspaniały pełen osobliwości rok. Dziękuję za miłe komentarze i jednocześnie oświadczam, że nie jestem żadnym znawcą itd., ja tylko po prostu w lesie spędzam każda wolna chwilę, co ma wprost proporcjonalne przełożenie na ilość znalezionych osobliwości, takie tam statystyczne bzdety;-). Spędzajcie w lesie więcej czasu a będzie Wam również dane doznawać takich rozkoszy duchowych, czego Wam Wszystkim serdecznie życzę w Nowym Roku. Buziaki i do usłyszenia już za chwilę.