Powrót na miejscówkę, gdzie w weekend zbierałem
lejkowce dęte - las bukowy, miejscowo olsze czarne (nauczyłem się rozpoznawać :) i sosny. Chyba wyzbierałem po sobie resztki, które wtedy przeoczyłem, ale w okolicy trafiłem jeszcze przyzwoite stanowisko - ok. 100 i jedno mikrostanowisko (5). Łącznie 150
lejkowców (nie licząc kawałków i mikrusów): 4, dodatkowo
podgrzybek i 2
kolczaki. Na
lejkowce to już ostatni dzwonek (w mojej okolicy) - o dziwo w najlepszej kondycji przetrwały te wystające ponad ściółkę, bo zamarzły i to je zakonserwowało. Te w ściółce, niezamarznięte, w większości rozlazłe.
Wydaje mi się, że
lejkowce dęte dobrze znoszą mrozy (brak miękkich tkanek) i to je nawet konserwuje - mimo że zebrane są dość sfatygowane, ponadgryzane przez ślimaki i podwiędnięte na brzegach kielicha, to wciąż nadają się do konsumpcji i do suszenia. Natomiast na sędziwy wiek nawet
lejkowiec dęty nie jest odporny i myślę, że po zapowiadanym od jutra ociepleniu, te, które dotąd przetrwały, sczezną w ciągu kilku dni.