Postanowiłem sprawdzić nieznaną miejscówkę. Najpierw zagajnik sosnowy w poszukiwaniu
zielonek albo
wodnichy - nic, nie licząc 3 marnych
opieniek i kolczaka (łącznie liczę za 1). Potem zaczął się las bukowy (z dodatkami), najpierw młodszy, potem stary, i po 40 minutach św. Mikołaj postanowił się nade mną zlitować. Najpierw niewielkie stanowisko
lejkowca dętego (kilkanaście), parę metrów dalej kolejnych 5 szt. Kręcąc się dalej znalazłem kolejne, obfitsze, a na koniec trafiłem takie, gdzie zbierając jedne musiałem uważać, żeby nie podeptać innych (grubo ponad 100). Łącznie 292 (dzielone przez 4).
Lejkowce tylko niektóre (poniżej 10%) trochę rozlazłe - te zostały w lesie albo odrzuciłem przy wykładaniu. Reszta w formie może nie topowej, ale zdecydowanie do spożycia - trochę podsuszone, trochę potargane, co im raczej nie szkodzi. Pierwszy raz wpadłem na "genialny" :) sposób na dokładne liczenie grzybów (pewnie wielu stosuje go od dawna) - liczyć przy wykładaniu na stół, zamiast potem po wyłożeniu albo ze zdjęcia.