To nie ten las dzisiaj był w menu co ostatnio żegnałam. Dzisiaj pojechaliśmy z jeszcze innej strony. Musieliśmy naocznie sprawdzić te tereny, bo to nie dawało nam spokoju. Byliśmy dzisiaj- było cudownie- jak to tylko w lesie bywa. Spokój cisza błoga- żadnego ptactwa, ale w oddali przygrywała nam rębaczy leśnych piła. Gdybym tak bardzo lasów nie kochała, to zaraz bym się z nich wyniosła. Ale, że była miód malina pogoda, bez wiatru, a za to słonko przyświecało, to tak jakbym tych pił nie słyszała. Rezultaty dzisiejszej eskapady naszej to - z moich zbiorów- 212 zdrowego
podgrzybka,
1 mały
borowik, 1
maślak, bo go z
podgrzybkiem pomyliłam. A wiadomo- jak w ręku się znalazł, to zaraz w koszu wylądował. Inne lasy- choć niby takie same, bo przecież sosnowe, inny zaraz klimat. Inaczej się chodzi, inaczej wydaje że grzyb rośnie. A rosły. Były rozmiarowo od maluszków na grubaśnych nogach po dorodne egzemplarze, takie, co to kilka wystarczy, aby dno koszyka pięknie przykryć. Niektóre wyglądały na całkiem młodziutkie, z delikatną żółcią pod kapeluszem. Były też osobniki samotnie rosnące, duże, dojrzałe na pokaźnych nogach i z daleka widoczne. Lasy piękne, choć podzielone na mniejsze kwartały. Niski mech, gdzie nie gdzie srebrzysto pod stopami. Lasy i te duże z dorodnymi już świerkami, jak i te mniejsze, gdzie pod stopami widoczne jeszcze bruzdy pozostałe po sadzeniu młodników. Dzisiaj jakoś tak po lasach krążyłam, że za bardzo na zagajnikach się nie skupiłam. Ranek- chłodny, ale to wilgotne czyściutkie leśne powietrze po opuszczeniu przez nas auta działało dłuższy czas jak jakaś pierwszorzędna inhalacja. Skłony też były dziś ćwiczone- ponad 200- gdyby nie grzyby- nigdy dobrowolnie bym tylu nie wykonała. Jak zwykle i w lesie, jak i teraz w domu najbardziej narzeka na wyjazd mój kochany kręgosłup. Ręce dziś oszczędzałam- zbiory- niewielkie i do auta- przesypka do innego kosza i z powrotem. Minęło nam w lesie migiem jakimś ponad 4 godziny. Lasy obeszliśmy, grzybków nazbieraliśmy więcej niż w ogóle przyszło by nam do głowy. Brat też mógł się pochwalić podobnym do mojego zbiorem. Zawsze tak jakoś wychodzi, że mniej więcej mamy w koszach podobne ilości. Grzybki już przebrane, i na suszarce. Było tak w lesie cudownie, że to nie ja zaczęłam coś tam o następnym wyjeździe wspominać, a mój szanowny braciszek tak się rozochocił, że kto wie czy jeszcze gdzieś nas nie poniesie. Cóż dodać- jak na jakość zebranych dziś grzybów- bardzo niewiele z nich było robaczywych. Dosłownie wyjątki. Życzę jeszcze Wszystkim podobnych udanych grzybobrań i tego cudownego aromatu i klimatu lasu. Jest jeszcze tak jesiennie i tak pięknie. Zapomniałabym, napisać że spotkałam nieprzeliczone ilości
sarniaków. Rosły grupowo, wielkie i mniejsze jak i w pojedynkę. Praktycznie w każdym odwiedzanym przez nas kwartale lasu. Dopisywały też
maślaki pstre- obu gatunków nie zbieraliśmy. Serdecznie i cieplutko wszystkich Was pozdrawiam :)