5 litrów
opieńki miodowej, ok. 40
podgrzybków, kilka zamszaków/aksamitek, garstka
kurek.
Dzisiaj miał być tylko leśny spacer. Wreszcie wyjrzało słońce, ciepło, pogoda wręcz prosiła, by ją wykorzystać do włóczęgi po lasach, a mąż zapowiedział, że mam nie wracać z grzybami🤣Naprawdę starałam się nie strzelać oczami po ściółce 😊To, że skończyło się jednak jakimś tam grzybowym zbiorem, to wina koleżanki, którą poniosło na sosnowy zrąb, już przygotowany pod szkółkę, z pasami nie wyciętych drzew. A tam co?
Opieńki! W bukach w tym roku było z nimi kiepsko, a tam rosły piękne, pojedynczo i kępkami, na cienkich i grubaśnych nóżkach. Grzech było choćby trochę ich nie uszczknąć 😃A gdzie zrąb, tam i
podgrzybki i to głównie z tego rodzaju, co to przypominają
borowiki. Miałam je tam biedne zostawić?! No a jak się tak już rozpędziłam, to zajrzałam w sąsiadujące z porębą buki. A tam mnóstwo
borowików oprószonych! Niestety, większość nie nadawała się do zbioru. Zabrałam tylko kilka malutkich, a i te na miejscu brutalnie kroiłam 😢. W jednym miejscu trafiłam również na gniazdo
kurek... I tym sposobem, znowu wróciłam do domu z koszem grzybów 😂 Smutne w tym wszystkim jest to, że dużo
opieniek jest zaczerwionych😔