Po rannej porażce grzybowej, poniosło mnie rowerem w las. Mżyło i nie jechało się fajnie.
No i tak,
tam gdzie zwykle przyjeżdżają autami i idą w las bo blisko - nie było po co chodzić. Ktoś się nie bał i szprysze grzyby... wyzbierał.
Ale pojechałam dalej na tyle, gdzie się pieszo jest co kulać i tam było lepiej. Las mieszany, buk, sosna, czasami świerki, sporo brzozy.
Po ok. pół godziny na dnie koszyka turlało się kilka
podgrzybków zebranych w mchu. Dopiero potem reszta zebrana w dość wysokich paprociach i trawach. Spodnie przemoczone od kolan po tyłek. W koszyku średnio to wygląda, ale nazbierało się 78
podgrzybków, w przewadze słoiczkowych i kilka większych. Przy czyszczeniu odpadło może z 5. Be sztormiaka ani rusz.