Miało być okienko pogodowe, radar kłamał. Miała być jedna miejscówka, były dwie. Ja skłamałam. Mężowi 😄. Ale po kolei. Pada, leje, siąpi... Radar pokazuje, że koło południa powinna nastąpić ok. dwugodzinna przerwa. Niech się dzieje wola nieba, mnie do lasu iść potrzeba! Zaopatrzona należycie na taką pogodę, hajda w ukochane buki. Szaro, buro, ponuro... Po pagórkach włóczą się tacy desperaci jak ja😊 Humor poprawiają
ceglasie i nieliczne
prawdziwki, już wyrośnięte, kryjące się gdzieś w chaszczach na poboczach dróg. Nie powiem, ale kilka młodych też się pojawiło. Plus fajne
podgrzybki.
Kosz się prawie zapełnił, czas przyzwoity (samego zbierania ok. 1,5 godziny), deszczyk ledwie mży... Szkoda dnia, warto zajrzeć jeszcze do lasu mieszanego. Tu królują
kanie i o dziwo,
ceglasie. Nigdy ich tutaj w takich ilościach nie widziałam. Na obrzeżach i przy dróżkach sporo
maślaków.
podgrzybki nieliczne, kilka maluchów, reszta to już podrośnięte owocniki. Kilka młodych, wartych zabrania
koźlarzy, dwa
siedzunie (większego, w miarę czystego zabrałam), dwa młode
prawdziwki... I następny kosz pełny. A i jeszcze 3 stare prawdziwkowe kapcie zabrane do rosyjskiego eksperymentu😂