To był cudowny dzień włóczęgi
Jak zmitrężyć przyjemnie prawie 6 godzin ? Oczywiście powłóczyć się spokojnie po lesie. Dzień wolnego wykorzystany na zbieranie, najpierw grzyby w lesie, a potem w ogrodzie: borówki, maliny chwasty, gałęzie i ślimaki.
W lesie cisza i spokój, w ciągu spaceru spotkany jeden ludź zbierający grzyby. Las głównie bukowy, w niektórych częściach w miarę wilgotny, a gdzie indziej suchy jak wiór. Pogoda na grzyby wymarzona. Jak na tak długi brak deszczu, wynik jak dla mnie lepszy od spodziewanego:
67
ceglasi, 28
prawdziwków, 5
podgrzybków,
opieniek na 1 spory słoiczek i kilkanaście
maślaków do jajecznicy.
Czas w lesie zakłócony tylko przez 2 telefony, z czego jeden z przekazem od małża, że właśnie przez nasz ogród idzie ścieżką wielka jak koń łania!! Musiała przeskoczyć z tyłu działki przez płot, połaziła, pozwiedzała, po czym ścieżką blisko tarasu przetruchtała na naszą ok. 30 m wewnętrzną drogą (bramę wyjeżdżając zostawiłam otwartą), prezentując swoje wdzięki po drodze przed sąsiadami, po czym przeszła przez wiejską drogę i poszła do lasu. A małż zamiast zrobić mi zdjęcie tego widowiska, dzwoni do mnie, żeby mi o tym powiedzieć.
Zdarza się, że kiedy wychodzę w nocy z psem, jakieś małe
sarenki szwendają się między nieogrodzonymi działkami, drogą a lasem, ale na działce, w ogrodzie taka wielka łania pojawiła się po raz pierwszy. Bywało, że
sarny i jelenie przychodziły do sąsiada na jakieś smakołyki, ale to pod osłoną nocy. A tu, w samo południe. To musiał być widok. Tak na marginesie, teraz podczas rykowiska, jelenie przychodzą na skraj lasku, tuż przy drodze, gdzie chodzę tiptopami w nocy ze staruszkiem psem... Czasem mam pietra, no ale cóż. Poza tym wrażenie niesamowite, jak ryczą w każdej części wsi, otoczonej lasem.