Rodzinną wycieczkę w (pa) góry połączyłem z subtelnym sprawdzeniem grzybostanu w okolicy. Nie wchodząc w konkretne miejscówki udało mi się zupełnie mimochodem namierzyć jednego ceglastego przedszkolaka i górskiego oseska. Poza tym parę sztuk czegoś podobnego do łuskwiaka zmiennego. Spacer po pagórach bezcenny, tym bardziej z rodziną. Płuca przewentylowane, złogi cholesterolu usunięte, kręgosłup w rozsypce, serce szczęśliwe. Na deser zapozowała mi Księżniczka Beskidów jako wisienka na torcie.