Las mieszany, sosna, buk i parę liści dębowych widziałam, to i pewnie dęby jakieś rosną. Ale, że nie wszystkie drzewa liście rozwinięte mają, to ręki uciąć nie dam. Deszcz popadał, co głównie w powietrzu czuć było, bo ściółka wcale nie nasiąknięta. Miały być
ceglasie w lesie koło Limanowej, ale, że coś kręgosłup się zbuntował, a mąż powiedział, że GOPRu wzywał nie będzie, żeby mnie z jakiejś dolinki wyciągali trzeba było inny kierunek wybrać. Aby mięśnie zestresowane wróciły do normalności trzeba lekarstwem leśnym się posiłkować.
Ruszyliśmy więc i w lesie koło miejscowosci o wdzięcznej nazwie Rodaki postój uczyniliśmy. Las ten mieszany jest, górki też są a raczej pagórki, które wielkiego wysiłku w wspinaczce nie wymagają. Deszcz ożywił kolory, zieleni dodał blasku, kwiatkom werwy dodał. Grzybów niestety nie znaleźliśmy, ale widok lasu, przecinanego potoczkiem, okraszony śpiewem ptaków ładuje baterie. Odkryliśmy ( to znaczy my, bo inni na pewno znają) źródełko Miłością zwane, które ponoć krystaliczną wodę posiada. Radosć z wyprawy huk motorów zakłócił. Okolica ogólnie ciekawa jest, co w domu już stwierdziłam, poszerzając swą wiedzę u wujka Google. Wracając, zahaczyliśmy jeszcze o pustynię Błędowska, która też imponujące wrażenie czyni. Pozdrawiam wszystkich z nadzieją, że następny wpis już o znalezionych grzybach traktował będzie.