Założyłam, że znajdę czarki w mieście... I znalazłam, prawie... widoczne w dużym powiększeniu. Nie takie, jakie prezentuje Werter, piękne i czerwone, a czasem i w innym kolorze. Znalazłam je na grzybach zlichenizowanych (żeby nie było, bo to portal grzybowy 😉), a ściśle mówiąc na kwitnących (?) porostach, bo o nich mowa. W chaszczach, które chciałam przepatrzeć w poszukiwaniu tych
prawdziwych czarek, woda stała. Dojście do nich już było wyzwaniem, bo błocko rozciapierzylo swe macki, a buty nadawały się tylko do mycia.
Pomimo, że poszukiwania zakończyły się fiaskiem, spacer uważam za udany, bo raz: aplikacja w telefonie kazała mi się poklepać po plecach, bo kroki zrobione, dwa: słońce świeciło na całego, trzy: zaobserwowałam parę ciekawostek. Poszukiwań nie zaprzestanę, bo się uwzięłam, a uparta jestem. Póki co będę zdjęcia oglądać i się dopingować w poszukiwaniach. Pozdrowienia dla wszystkich 😀