Ponieważ nie mam kiedy do lasu się wybrać, nawet w weekend, to postanowiłam odwiedzić "swoje grzyby " miejskie. Pogoda raczej niesprzyjająca spacerom, deszcz zacinał z każdej strony (ale wiem, że jest potrzebny i nie psioczę). Nie wiem, czy to normalne,. czy grzyby uległy hibernacji, czy ktoś je formaliną potraktował, czy czary jakieś odprawił, ale jak porównałam te dzisiejsze, do tych które ujęłam na zdjęciach jakiś czas temu, to praktycznie się nie zmieniły. No, może oprócz ucha, bo to jakby rozkwitło.
Boczniaki i ucho znalezione pod koniec grudnia,
płomiennica w połowie stycznia. Po lewej stronie kolażu foto dzisiejsze, po prawej wczesniejsze. A w ogóle, pomimo, że uwielbiam zimę, a jest jaka jest, a właściwie jej nie ma, to niech już zacznie się wiosna... Bo i tak rośliny na dobre się nie uśpiły, gołębie siedzą w gniazdach, kwiatki kwitną i ludzie jakieś takie smutne chodzą....