Takiego obrotu sprawy, się nie spodziewałem. Wczoraj wróciłem do domu jak pies z podkulonym ogonem, a dzisiaj okazało się że do lasu poszedłem ze zbyt małym koszykiem. Na początek kilkanaście
podgrzybków, na rozgrzewkę. Ale jak zobaczyłem te
prawdziwki, to mi szczęka wypadła. I tu miałem farta. Znalazłem zastępczą, trochę jakby obcą, ale najważniejsze że pasującą. Z pięciu
prawdziwków gigantów, tylko jeden odpadł. Resztę dopełniły
kozaki przeróżnej maści. Od pomarańczowych, po dziadkowy kolor. Po trzech godzinach spasowałem, gdy okazało się że kosz z nakładką więcej nie pomieści.