Początek był bajkowy. Cudny cichy las, wilgotny mech lśniący intensywną zielenią. Deszcz siąpił nasączając powietrze niesamowitym zapachem.
A potem niestety zrobiło się jak na zakupach w Selgrosie: jedna kania, jeden podgrzybek, jeden... dwa gołąbki jasnożółte. Nawet niejadalnych nie oferowali w hurtowych ilościach :)