Ha, znalazłam swoje drzewko, znalazłam swoje
boczniaki... Środek miasta, drzewo - głóg, co pięknie kwitnie wiosną, a zimą grzybi... Tydzień temu wypatrzyłam coś na drzewie, idąc na zakupy. Ale wracając, zapomniałam o tym zupełnie. A dzisiaj już się nie dało zapomnieć, ominąć, nie zobaczyć. Jak gąsienice kapustę,
boczniaki obsiadły drzewo przydrożne. Najpiękniejsze wyrosły u zbiegu trzech pni, gniazdko sobie uwiły. Zaczęłam się przyglądać, fotki cykać, czym zdziwienie wywołałam u jakiegoś pana co z pieskiem na spacer szedł. Aż się oglądnął i co pomyślał z to pomyślał...
W owym trojzbiegu pni, na gałęziach wyżej i jeszcze wyżej znajdowały się piękne kępki. Nie wszystkie na fotkach wyszły, bo jakoś ciemnawo było pomimo, iż zegarek godzinę 9 wskazywał. Ale cóż tam, grunt, że swoje drzewko mam. Nie wiem czy je zbierać, bo mimo iż nisko nie rosną i pieski tam łapki nie podniosą, przy ruchliwej drodze są 🤔 Ale obserwować je będę, bo na żywca to je pierwszy raz świadomie widzę. Jeszcze przemyślę tę kwestię. I jak już człowiek oczy swoje wyostrzy, to na każde drzewo i pniaczek patrzy, a na szczęście w moim kawałku miasta jest ich na prawdę dużo (👏👏👏), to i uszaczka (chyba ) wypatrzyłam, choć już pierwszej młodości nie jest. Na jesionie, na połowie odciętego pniaka sobie rosną. A taka zadowolona byłam, że i różyczce, co pod blokiem rośnie i kwitnie w najlepsze fotkę strzeliłam, choć mało wdzięcznym obiektem była, bo wiatr nią bujał wazad i nazad ( w te i wewte) i jakaś nieostra wyszła. Ale dzisiejsza jest, końcogrudniowa i w wyjątkowo dobrej formie. I tak, niespodzianie zimowe grzyby mnie się ukazały, co w dobry nastrój mnie wprawiło, czego wszystkim również życzę 😀