duża wersja fotografii z doniesienia
![]() © fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii, a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
|
Czas na podsumowanko sezonu 2022. Jak co roku po Bożym Narodzeniu wielkimi krokami zbliża się koniec Starego Roku. Jest to czas skłaniający nas do refleksji, refleksji na temat upływającego czasu, i niekoniecznie w aspekcie, iż znów jesteśmy o rok starsi, tylko w tym kierunku, że jesteśmy o miniony rok mądrzejsi i bogatsi w doświadczenia. A i owszem, oj doświadczył mnie ten rok wyjątkowo zarówno w te pozytywne jak i te negatywne odczucia: STYCZEŃ – jak to na styczeń przystało upłynął pod znakiem płomiennic, uszaków, grzybówek, wszelkich kisielnic i galaretnic (w tym kosmicznych galaretek) oraz kochanych czerwonych czarek. LUTY – do wyżej wymienionych dołączyła trąbka otrębiasta i rozszczepka pospolita a czarki stawały się coraz bardziej „czarkowe”. MARZEC – grzyby zimowe wzięły i uschły, czarki wraz z upływem miesiąca zamieniły się w wielkie „czary” a od 20-go zaczęły się pojawiać pierwsze maluśkie piestrzenice kasztanowate (kasztanki). KWIECIEŃ – plecień zaczął się zimowo utuliwszy pod grubą śnieżną warstwą wszelkie grzyby i kwiecie, aczkolwiek już po kilku dniach kwiecie ponownie eksplodowało. Wraz z kwieciem eksplodowała twardzica bulwiasta, której tak obfity spektakl obserwowałem pierwszy raz w życiu. Natomiast napastniczka czeska w ilości całych 4 sztuk zwiastowała to, o czym jeszcze nie wiedziałem, a co nieuchronnie nastało w kolejnych miesiącach. A tymczasem kasztanki w swoim nieśpiesznym tempie sobie powolutku przyrastały na wadze. MAJ – przyniósł kolejne rozczarowania, dały radę tylko kasztanki, które porozrastały się do monstrualnych rozmiarów, drobnołuszczak jeleni oraz łuszczak zmienny, który od razu zmieniał się w suszki. 29-go pojawiły się pierwsze gniazda drobniutkich kureczek. CZERWIEC – zaowocował kilkoma stanowiskami żółciaka siarkowego oraz skrupulatnie porozsypywał na wszystkich karpach i pieńkach różowo-czerwone perełki rulika nadrzewnego. Na szczęście stałym punktem programu były kurki, które wyjątkowo dobrze znosiły trudne pogodowe warunki i sypały jak z nut. 26-go pierwszy i jedyny koźlarz grabowy i to od razu żywcem słońcem upieczon. LIPIEC – dwa światy, dwa lasy, niespodziani i rozczarowania. Dwa pierwsze tygodnie na rodzimych bagnach gdzie oprócz niezniszczalnej kurki dwukrotnie sypnęło grabowymi, które występowały tylko w dwóch postaciach: piękni i młodzi oraz żywcem pieczone, ilościowo niestety ze wskazaniem na te drugie. A drugi świat i drugie niespełna dwa tygodnie upłynęły pod znakiem pomorskich wąwozów bukowych, i pomimo, że wszystkie spotkane grzyby policzyłbym spokojnie na palcach, spotkało mnie przeogromnie wielkie szczęście. Pierwszy raz w życiu miałem okazję zobaczyć na własne oczy, pomacać a nawet ucałować palce umarlaka, gorzkoborowika żółtoporowego i pochwiaka jedwabnikowego. A pierwszego dnia po powrocie na bagna czyli 29-go pierwszy trafiony zatopiony koźlarz czerwony. SIERPIEŃ – co prawda przyniósł kolejne 4 czerwone, pierwszego szlachcica i kontynuował kurki i grabowe, to uważam go za najsłabszego od kilku dobrych lat. WRZESIEŃ – zabił wszelką nadzieję na jakiekolwiek grzyby rurkowe, przy czym tak samo totalnie przykręcił kurek kurkom, które już się nie pokazały do kończ sezonu. Ale za to wszystkie karpy i pieńki pokryły się milionami stosownie bądź to opieńki ciemnej, bądź to łuszczaka zmiennego, bądź też wszelkich szpiczastych grzybówek – taki blaszany mega spektakl też widziałem pierwszy raz na oczy. PAŹDZIERNIK – no właśnie październik, czyli polowanie na czerwony październik, czyli klasyk gatunku, czerwony klasyk gatunku, i pomimo że w normalnym sezonie jednego dnia wyjmowałem ich więcej niż przez bieżący cały miesiąc, to pozwoliło mi to i tak nasycić wszelkie zmysły. Ach gdyby taki październik trwałby przez cały rok. LISTOPAD – zmierzch czerwonych dokładnie 11-go, po czym uganiałem się na piaskach za podgrzybami i gęsiami, aczkolwiek i te 20-go przykryła biała puchowa pierzynka. GRUDZIEŃ – a w grudniu już tylko zimowo, aczkolwiek zimowo ale płomiennie. Walec czasu zatoczył koło i za kilka dni zaczynamy wszystko od nowa, otwieramy czyste karty, a co w nich zapiszemy, pożyjemy zobaczymy. Życzę wszystkim forumowiczom aby w nadchodzącym Nowym Roku zabrakło kart do zapisywania zdobyczy i opisywania wrażeń. Do usłyszenia pierwszego pierwszego. Pozdrawiam. |