duża wersja fotografii z doniesienia

fotografia z grzybobrania
© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii, a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Witam wszystkich serdecznie. Dzisiaj także w planach spacery po lasach. Rankiem po raz pierwszy na moich nizinach termometr za oknem pokazywał -2 stopnie. Niebo za oknami rozpogodzone, wiatr wieje bez umiaru, ale ja i tak wybierałam się do lasu. Dzisiaj same sosny. Sosny, choć pod stopami aż grubo od brudno- już - brązowych liści. Wiadomo- krzaczory. Zebrać i tak coś mi się udało, choć zarzekałam się, że od teraz tylko i wyłącznie ścieżki. Znalazłam 14 podgrzybków- od pięknych dostojnych ślimakiem nie skażonych, po takie lekko przez ślimaki posmakowane. Rosły nawet całkiem malutkie i........
młode okazy. Miały być dukty leśne, przestronne i te zarośnięte więcej, ale ja i tak po bokach się uważnie rozglądam, i zawsze tak jakoś nogi w prawo, albo w lewo skręcą. Dzisiaj w lesie fotek nie robiłam. Dla mnie las jest lasem i w nim o całym świecie zapominam. Zresztą nie sądziłam, że tyle ich poszukam. Że jeszcze stale mogą mnie zachwycać. A zachwyt był nie mały po napotkaniu pierwszego dorodnego osobnika. I tak okrążając las, idąc szlaczkiem między krzewami z bardzo i tym czasie kłującymi gałęziami udawało mi się od czasu do czasu coś z podłoża podnieść. Radość z nich o tej grudniowej porze nie mała. Jedna z gałęzi próbowała pozbawić mnie oka- prawie jej się to udało. Pomimo wiatru sporego, nawet delikatnie w lesie odczuwanego, liście pod stopami po ostatnich opadach jak poprzybijane gwoździkami, ani drgnęły. Nie chrzęściły, gdy się przemieszczałam. Miałam ja dwa ciekawe zdarzenie na moim dzisiejszym i wczorajszym spacerze. To wczorajsze- jak pomyślę- ciarki mnie przechodzą. Mogło skończyć się nie małą tragedią. Na leśnej ścieżce z głębokim wózkiem stała młoda kobieta. Swoje dwa psy ze smyczy spuściła, a one gdzieś wypatrzyły dzika i za nim szczekając ile sił w psich płucach ganiały. Cale to zdarzenie miało miejsce jakieś 100 metrów od kobiety. Wołała na psy, lecz te nie słuchały. Dzik- stary odyniec, co kawałek przystawał i popatrywał w stronę kobiety. Oniemiałam ze strachu, co też stać za chwilkę się może. Po dobrej chwili psy odpuściły i wróciły do pani. Ta zaraz wzięła je na smycze. Głupota ludzka bez granic. W wózku było przecież dziecko! Za to drugie zdarzenie przesympatyczne miało dzisiaj miejsce. Jadąc do lasu zboczyłam przywitać się z "moimi" łabędziami. Gdy zbliżałam się do jeziora- samiec wyszedł z wody. Ja przysiadłam na piętach i wyciągnęłam prawą rękę- na ten gest on zawsze syczy i pięknie pióra stroszy. Wracając z powrotem też byłam ciekawa i chciałam z minutkę sobie na nie popatrzeć. Pływały daleko od brzegu. Jednak na mój widok- oba- jak szybowce- mocno bijąc powietrze rozpostartymi skrzydłami, a płetwami wody dotykając- zaczęły pędzić w moją stronę. Myślę sobie- wygląda to tak jak by chciały mnie zaatakować. Nic- kucam, wyciągam rękę, a one jeden po drugim zatrzymują się na samiutkim brzegu. Samiec natychmiast zaczął syczeć i pióra stroszyć. Spędziłam w tej pozycji chyba z 10 minut prawią im szeptem miłe komplementy. Co prawda na lewych łapach noszą obrączki, ale ja z miłości i podziwu dla ich mądrości i piękna gotowa byłam się im oświadczyć. Ciekawi mnie następna ich reakcja. Nie karmię ich, dłonie mam puste, ale mój specyficzny z nimi sposób powitania to już jest legenda. Było to przeżycie dla mnie przemiłe. I tak jednego dnia otarłam się o skrajną głupotę, a drugiego o piękno i mądrość. Serdecznie z mych nizin pozdrawiam :)