duża wersja fotografii z doniesienia

fotografia z grzybobrania
© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii, a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Witajcie! Sezon 2021 nieubłaganie dobiega końca i choć może jeszcze wyskoczę na jakieś grzyby zimowe, to można się pokusić o jego krótkie podsumowanie. Na ten rok moje przedsezonowe plany wiele się nie zmieniły – w letnich miesiącach głównym celem miały być kurki, we wrześniu prawdziwki, w październiku podgrzybki, a w listopadzie gąski. Założyłem sobie także, że spróbuję znaleźć odpowiednie miejscówki i nauczyć się zbierać rydze. Oczywiście założenia założeniami, ale jak zwykle to pogoda – opady i temperatura – była głównym rozgrywającym. A jaki scenariusz napisała tym razem? O tym poniżej…
Dość deszczowy maj spowodował, że na początku czerwca pojawiły się pierwsze Kurki i można było rozpocząć sezon. Trochę trwało zanim pieprzniki osiągnęły wielkości i ilości konsumpcyjne, ale od połowy czerwca można już było iść z wiaderkiem do lasu. Pod koniec czerwca Kurki rozkręciły się na dobre i zebranie kilku litrów nie stanowiło problemu. W zależności od temperatur i ilości wilgoci pieprzniki rosły z różną intensywnością. Zwykle pozyskanie 3-4 litrów (taka moja standardowa porcja, żeby nie zarobić się przy czyszczeniu) zajmowało mi 2-3 godziny, ale w najlepszych okresach tempo zbierania rosło nawet do 2,5 l/h. Kurki rosły praktycznie nieprzerwanie do połowy sierpnia, a mi na 10 wypadach udało się pozyskać ponad 40 litrów pomarańczowych grzybków. W połowie sierpnia, po fali opadów z początku miesiąca, pojawiły się prawdziwki. To skłoniło mnie do odwiedzenia prawdziwkowego zagłębia – Puszczy Świętokrzyskiej. Zgodnie z oczekiwaniami trafiłem na letni wysyp borowików. Niestety, jak to często bywa w tym rejonie, letni pojaw był równie obfity co robaczywy. Już w lesie odrzuciłem ogromną ilość całych grzybów i zaczerwionych trzonów, zabrałem 268 młodziutkich prawdziwków i co młodszych kapeluszy. Mimo selekcji w lesie, wiele jeszcze odpadło w trakcie obierania w domu, co zniszczyło trochę radość ze zbioru. Powtórka tydzień później dała jeszcze gorsze efekty – stopień zaczerwienia wciąż koszmarnie wysoki, prawusy już się kończyły, przestały wychodzić świeże grzyby. Pod setkę owocników udało się pozyskać, ale ponownie w trakcie obierania duża część wylądowała na śmietniku. Specjalnie się tym nie przejąłem, z wykrojonych zdrowych części udało się trochę uzupełnić zapasy suszonych borowików, a na poważne zbiory, wzorem lat ubiegłych, szykowałem się podczas jesiennego wysypu. Tymczasem mocno się ochłodziło, a wraz z niższymi temperaturami pojawiło się doniesienie o tym, że na Mazowszu ruszyły rydze. Jako, że był to mój cel na ten sezon, ostatnią dekadę sierpnia spędziłem na poszukiwaniu rydzowych miejscówek. Całkiem dla mnie nieoczekiwanie (wszak nigdy wcześniej nie szukałem rydzów) z całkiem niezłymi efektami. Już na pierwszej wyprawie znalazłem ponad 30 rydzów, a gdy zdałem sobie sprawę, że należy ich szukać w takich trochę „śmieciowych” sosnowych laskach, okazało się, że rosną dość powszechnie, trzeba tylko wiedzieć gdzie. Następne 3 wypady to znajdowane kolejne miejscówki i pozyskane po ok. 100 rydzowych owocników, często okraszonych pięknymi kaniami. Radocha z grzybów, ale i ze zrealizowania założonego celu, trudna do opisania. Ostatnia dekada sierpnia ponownie obfitowała w opady, co spowodowało, że wrzesień rozpoczął się od wysypu rurkowców. Niskie temperatury jak na przełom sierpnia i września sprawiły, że dość niespodziewanie na Mazowszu wystartowały podgrzybki. Najwięcej deszczu spadło z kolei w Puszczy Świętokrzyskiej. Oba te czynniki miały dla mnie swoje konsekwencje. Gdy w pierwszą sobotę września zawitałem w Świętokrzyskie, okazało się, że las jest praktycznie zalany wodą, a prawusów nie ma. Zrezygnowałem i skupiłem się na zbieraniu podgrzybków na moich mazowieckich miejscówkach. Pojaw podgrzybków był bardzo obfity i zbiory świetne – na 3 wypadach zbierałem po 400-500 w większości słoiczkowych brązowych łebków i kolejne ponad 2 setki przy okazji wyjazdu integracyjnego z pracy. Ilość zbieranych podgrzybków spowodowała, że odpuściłem szukanie prawdziwków. Byłem przekonany, że prędzej czy później, moje świętokrzyskie miejscówki jednak wystartują i wtedy się odkuję. Jak się później okazało, była to błędna decyzja. Nie przyszło mi do głowy, że nadmiar wody może mieć równie destrukcyjny wpływ na grzybnię jak susza – moje ulubione prawdziwkowe lasy nie podniosły się już do końca sezonu. Chwilowo jednak o tym nie myślałem, bo z końcem wysypu podgrzybków, rozpoczął się wysyp gąsek liściowatych. Nigdy wcześniej ich nie szukałem, więc było to dla mnie kolejne wyzwanie, które podjąłem. Druga dekada września to poszukiwanie lasków osikowych i gąsek zielonych odmiany topolowej. I ponownie z sukcesem. Udało się namierzyć kilka miejscówek obfitujących w te grzyby, a 4 zbiory po 160-250 sztuk były bardziej niż satysfakcjonujące. Pierwsza połowa września, w przeciwieństwie do sierpnia, była bardzo sucha, nie spadła nawet kropla deszczu. Dodatkowo wyższe temperatury z drugiej dekady miesiąca dzień po dniu coraz bardziej wysuszały ściółkę i w końcu, równo z końcem kalendarzowego lata, zakończyły letnią część sezonu. Opady z końcówki dekady nie mogły już zapobiec przymusowej przerwie w grzybobraniach. Na jesienny pojaw grzybów długo jednak nie czekałem, bo już 1. października kontrolna wizyta w lesie sosnowym przyniosła wiadro podgrzybków i ogłoszenie, że jesienną część sezonu czas zacząć. Szybko się jednak okazało, że jest to jakiś ewenement i podgrzybki gdzie indziej nie ruszyły, a i u mnie rosną tylko w jednej części lasu i na kilku wybranych stanowiskach. Przez pierwszą połowę października korzystałem z tego skwapliwie i często odwiedzałem las, wychodząc z założenia, że mniejszą łyżeczką również można się najeść, trzeba nią tylko więcej machać. Co drugi dzień wpadało więc do mojego wiaderka po ok. 100-200 octowych podgrzybków. W porównaniu do wrześniowego wysypu niezbyt imponująco, ale i tak całkiem nieźle na tle ogółu Mazowsza. W drugiej połowie października w końcu podgrzybki zaczęły rosnąć i w innych mazowieckich lasach. Mazowieccy grzybiarze donosili o lokalnych i mniej lub bardziej intensywnych pojawach podgrzybków. Udało się skorzystać z takiego lokalnego wysypu w okolicach Makowa by poznać nowy las i zebrać kolejne setki podgrzybków. Cechą wspólną tych wysypów było bardzo wysokie zaczerwienie i wiele owocników atakowanych przez ślimaki. Ten czynnik, wraz z pokaźnymi już podgrzybkowymi zapasami, skłoniły mnie do przejścia do kolejnego punktu planu. W ostatnich dniach miesiąca dwukrotnie odwiedziłem lasy gąskowe. Gąski jednak, tak jak wcześniej podgrzybki, również rosły chimerycznie i nie wszędzie. Na niektórych miejscówkach nie było ich prawie w cale, na innych rosły, ale tylko miejscami. Szału więc nie było, choć dwukrotnie setkę zebranych owocników udało się przekroczyć. Niedobór jesiennych opadów i długie okresy stosunkowo niskich temperatur sprawiły, że z początkiem listopada sezon na Mazowszu można było zamykać. Ostatnie resztki podgrzybków i gąsek nie były już warte zachodu, więc tegoroczne zbieranie zakończyłem kilkoma wypadami na boczniaki i zimówki z nadwiślańskich chaszczy. Na pewno w tym roku łatwo nie było. Żeby nazbierać często trzeba było kombinować, chodzić, jeździć, zmieniać miejscówki. Z tego względu sezon był wymagający, ale również bardzo ciekawy. Był także intensywny - poza krótką przerwą w ostatniej dekadzie września, praktycznie cały czas było co zbierać - i mimo wszystko dla mnie udany, szczególnie jego letnia część. W letnich miesiącach pięknie obrodziły Kurki, udało się pozbierać rydzów i przy okazji kań, we wrześniu świetnie rosły podgrzybki, więc październikowy pełzający, niezbyt obfity ich wysyp łatwiej było przełknąć. To samo z gąskami – nieszczególny ich wysyp w końcu października został zamortyzowany świetnymi zbiorami gąsek liściowatych. Z zupełnych nowości zbierałem lejkowce dęte i mleczaje smaczne. Jedyne rozczarowanie to prawdziwki, których tylko trochę zebrałem w czasie krótkiego, sierpniowego wysypu. W stosunku do nich oczekiwania były daleko większe, ale i z tej wpadki wyciągnę naukę na przyszłość. Do zobaczenia.