Wstałem o świcie, w Zabrzu sucho i pochmurno, ekstra. Ledwo wyjechałem z Gliwic, leje i walą pioruny, przewalone. Zagłębiłem się w powiat, znowu sucho, ale grzmi. W lesie mokro i parno, a potem wręcz amazońsko, na koniec wykręcałem wszystkie ciuchy. Upatrzyłem sobie kiedyś las grabowy i postanowiłem go dziś sprawdzić. Totalna kicha, ale namierzyłem fajne bukowe, gdzie nigdy nie byłem. Z grzybami słabiutko, jeden ceglaś, parę kurek, gołąbki, muchomory czerwieniejące i mglejarki. Wszystko zostało w lesie. Spacer bezcenny z powodu piękna lasu i wartości treningowych.