duża wersja fotografii z doniesienia

fotografia z grzybobrania
© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii, a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Jak zaplanowałam tak zrobiłam- w wielki las pojechałam. Trzy godziny w drodze, a owoce tych zachodów, to 4 koźlarze- w tym dwa pomarańczowożółte. Wczorajszy dzień apetytu mi narobił na maksa, a więc w samochód i jazda w las.............
Jeden wpis zrobiłam, i gdzieś po drodze przepadł, a więc tak w skrócie. Wysiadając w lesie sosnowym z tą wielką i średnią sosną, takim czystym, bez żadnych niższych porostów czy krzewów- nogę na ściółce postawiłam, a tam wszystko pod butem na dzień dobry zatrzeszczało. Sucho w lesie, suchuteńko. Trzeszczą gałązki, igliwie i szyszki, jak się po nich przemieszcza. Mchy do cna wysuszone. Gdyby w górę spojrzeć, to po bezchmurnym niebie buszuje na całego słońce. A że sosny i młodniki, to i cienia w tych lasach brakuje. Patelnia. Nic tylko leżak rozstawić i opalanie uskuteczniać. Chwilkę postałam, popodziwiałam piękne i dorodne sosny- leśnicy w między czasie skutecznie je po przerzedzali. Tu lasu brakuje, tak coś nie tak z otoczeniem. Trzeba chwilkę pomyśleć, aby dobrze się zlokalizować. Dzisiaj w planie zagajniki. Gorąco w lesie- nie moje klimaty- ale czapeczka na głowę i w drogę. Wybrałam te po lewej od parkingu. Obeszłam, nie tyko dookoła, ale też z impetem w głąb się pofatygowałam- a tam pusto- żadnych grzybów- ani rurkowych, ani tych blaszanych. Pusto, sucho, wszystko pod stopami trzeszczy, ale się nie zniechęciłam. Następne pod lupę wzięłam. Tam hałasy i trzaski dobiegają - myślę sobie - zapewne ani zając to ni lis, ale coś z grubszego zwierza. Wzięłam nogi za pas. Następne zagajniki. Te przychylnie mnie nie powitały- wysmagały suchymi świerkowymi gałązkami po twarzy, brzózki od siebie dały mi po łapskach, tak że lekko poraniona z tego kontaktu wyszłam. Ale się opłacało- w tym fyrtelku znalazłam- nie tak obok siebie, ale rozrzuconym drukiem- najpierw dwa pomarańczowożółte, oraz dwie babki. Wszystkie wstępnie podsuszone. Radość niesamowita. Po te pomarańczowe się fatygowałam. Uwielbiam je zbierać. Pobyt w lesie cudowny, choć przyznam, że się upociłam, nawet czapeczka mi przeszkadzała. Śmieszne to co napiszę- ale droga- 3 godziny, a w lesie godzina z ogonkiem. Mam po co pojechałam, z lasami się przywitałam, grzybków nazbierałam- a o to cały ten był ambaras. Jadąc do Poznania tak sobie pomyślałam czysto matematyczno- ekonomicznie, że gdybym tylko po kosztach chciała ten zbiór upłynnić to by wyszło ok 15 zł za grzyba. To się dopiero nazywa promocja. Jeszcze się zastanawiam, co z nimi począć- jaką pyszność przygotować. Serdecznie Was wszystkich cieplutko pozdrawiam- ja z wycieczkami dalszymi poczekam na opady- serdeczności:)