Doniesienia z ostatnich 5 dni w promieniu 40km od pierwszego na liście

sobota 17.SIE 2019
Paweł Lenart
doniesień: 37 / 45🏆
(50/h) Grzybnęło w naszym województwie! Nareszcie! Wprawdzie nie wszędzie, a tylko w rejonach górskich i podgórskich Dolnego Śląska, ale ważne, że grzybnęło. Dominują prawdziwki, podgrzybki, maślaki żółte, koźlarze pomarańczowożółte, borowiki ceglastopore, incydentalnie mleczaj świerkowy, siedzuń sosnowy, koźlarze szare i babki.
... szerzej o tym grzybobraniu ... Darz Grzyb! Zamieszczam wpis jeszcze raz, ponieważ wczoraj nie przeszedł, pomimo, że otrzymałem komunikat "Informacja o grzybobraniu została dodana". Na miejsce grzybo-startowe przybyliśmy około godziny 6:30. Za sterami grzybolotu zasiedli: Andrzej, Sylwia i ja. Funkcję kapitana grzybolotu przejął Andrzej – najbardziej doświadczony grzybo-pilot terenów górskich Dolnego Ślaska z Wrocławia jakiego znam. Ma on ponad 20 lat doświadczenia grzybowego na tych terenach z przebiegiem około 30-stu tysięcy kilometrów.;)) Drugim pilotem grzybolotu była Sylwia, która ma takie samo doświadczenie i grzybowy staż/przebieg jak Andrzej.;)) Mi przypadała rola mechanika grzybolotu. Byłem odpowiedzialny przede wszystkim za sterowanie ciągiem gumowców i techniczną obsługę fotograficzną grzybobrania.;)) Po sprawdzeniu „track-listy” wyposażenia, w tym płynów chłodzących, pasów w plecakach, stanu pałąków w koszach, ostrości noży, byliśmy przygotowani do grzybowego rejsu. Około godziny 6:28 Andrzej połączył się z gajową wieżą grzybobrań w Górach Bystrzyckich. Kontroler ruchu grzybowego wydał pozwolenie na grzybobranie. Jednocześnie przekazał nam informację o warunkach atmosferycznych, określając je jako bardzo dobre. Ostrzegł nas jedynie przed mikro-turbulencjami gruntu, spowodowanymi przez wykluwające się grzyby.;)) W związku z tym, nadałem gumowcom pełną moc startową i po rozbiegu trwającym 3-4 minuty, znaleźliśmy się w pachnącym, górskim lesie z rześkim i świeżym powietrzem. Kontroler ruchu grzybowego wskazał, że mamy przemieszczać się wolno z uwagi na licznie pojawiające się młode grzyby, a wysokość, na którą możemy się wznosić to 520-550 m n. p. m. Po osiągnięciu tej wysokości mamy skontaktować się z wieżą, celem uzyskania pozwolenia na wznoszenie się wyżej.;)) Pierwsze podgrzybki i prawdziwki znacznie zwolniły prędkość naszego grzybowego rejsu. Trudność terenu (stromy stok) spowodowała, że trzeba było zachować szczególne względy bezpieczeństwa, aby nie doszło do niekontrolowanego koziołkowania kogoś z załogi.;)) Miłym zaskoczeniem było znalezienie stanowisko niejadalnego borowika żółtoporego (łac. ‚Caloboletus calopus’, ), którego na nizinnych terenach Dolnego Śląska nie spotykam. Rosło w nim kilka młodych owocników. Zacząłem robić liczne zdjęcia, ale kontroler grzybobrań poinformował mnie, że powinienem mieć na względzie dotarcie do celu, w związku z czym muszę odstąpić od fotografowania każdego grzyba bo spowoduje to znaczne opóźnienie rejsu.;)) Jednocześnie poinformował mnie, że w przypadku wysypu młodych grzybów, istnieje instrukcja mówiąca o tym, że należy dokumentować tylko najbardziej efektownie rosnące owocniki, żeby nie opóźniać rejsu i załadunku grzybami koszyka. Oczywiście zastosowałem się do tych poleceń/instrukcji.;)) Trafiliśmy na wyjątkowo obfitą ścieżką prawdziwkowo-podgrzybkową. Każdy z nas co chwilę wyciągał ze ściółki „baryłki”, a ja już „widziałem” je pływające w zupie i marynacie. Jednak chyba największa radość jest z ich znalezienia, wykręcenia, powąchania i włożenia do kosza.;)) Grzyby w większości były zdrowe, ale robaczywe też się trafiały. Szacunkowo, około 15-20% znalezionych grzybów miała w środku towarzystwo, jednak najczęściej ograniczone do części trzonowej. Kapelusze w znacznej większości były zdrowe. Wydaje się, że miejscówkę, w której kosiliśmy grzyby, nikt przed nami nie odwiedził, stąd wszystkie grzyby, które tam wyrosły, czekały na nas (brak było śladów cięć). Wprawdzie przez jakichś czas podążał za nami miejscowy grzybiarz, ale jego rejs był wyraźnie na zwiększonych obrotach i właściwie tylko przeleciał obok nas, pozostawiając sporo grzybów. Ja natomiast fotografowałem wybrane owocniki z kategorii „jak malowane”. Ilość skłonów, kucnięć i powrotów do pozycji wyprostowanej nieco przeciążały mój organizm, ale na grzybobraniach to normalne zjawisko. Oczywiście lwia część grzybowego rejsu to grzyby, zgodnie z procedurą grzybobrań. Kontroler ruchu grzybowego skontaktował się z nami, celem wydania przez nas opinii/sprawozdania z pierwszej części rejsu. Cała nasza załoga zgodnie odpowiedziała, że grzybowy rejs przebiega bez zakłóceń i obecnie znajdujemy się w stanie podwyższonego ciśnienia i ogólnej euforii w związku z trafieniem na wysyp grzybów. Kontroler pogratulował nam i wydał pozwolenie na wznoszenie się na wysokość 650-700 m n. p. m. Zanim postanowiliśmy wdrapywać się wyżej, nacięliśmy trochę maślaków żółtych, których miejscami jest bardzo dużo. Wybieraliśmy tylko młode i twarde owocniki. Oczywiście należy pamiętać, że znajdziemy je wyłącznie w towarzystwie modrzewi. W lesie można też spotkać okazałe owocniki ponurnika aksamitnego oraz młode, wykluwające się muchomory czerwieniejące, które przez wielu grzybiarzy są cenione i zjadane. My ich nie zbieramy, ponieważ reprezentujemy dość konserwatywną szkołę grzybiarzy. Piloci wolno przemieszczali się drogą, a ja szedłem z jej prawej strony, ale rozglądałem się zarówno na prawo, jak i na lewo.;)) Co chwilę znajdowaliśmy – poukrywane w różnych miejscach – prawdziwki. Koszyki coraz bardziej zapełniały się i stawały się coraz cięższe. To powodowało dość znaczne obciążenie naszego trzyosobowego grzybolotu, w związku z czym trzeba było zwiększyć ciąg gumowców.;)) „Jesień idzie Panie”. Kwitną wrzosy. To klasyczny widok kończącego się lata. Podczas naszego, grzybowego rejsu, spotkaliśmy bardzo nieliczne stanowiska wrzosów. Szliśmy dosyć ostro pod górę. Andrzej skontaktował się z gajową wieżą grzybobrań i poprosił o zgodę na wzniesienie się na wysokość 800-850 m n. p. m. Zgoda została wydana. Ponownie zwiększyłem ciąg gumowców i… trafiliśmy na całe rodzinki młodych koźlarzy pomarańczowożółtych. Wiele, bardzo młodych i prawie niewidocznych grzybków zostało do podrośnięcia. Za kilka dni, gdy ktoś tam trafi to „zakozaczy” się po uszy. Jednak ostre wznoszenie się pod górę i pełna moc gumowców zaniepokoiły mnie, ponieważ zauważyłem zapaloną lampkę kontrolną, ostrzegającą przed zbytnimi naprężeniami zmęczeniowymi gumowców. Natychmiast poinformowałem o tym kapitana.;)) Zbytnie naprężenie zmęczeniowe gumowców może skutkować dekompresją kaloszy i rozerwaniem cholewy, a także podeszwy, w związku z czym, gumowce będą niezdolne do dalszego rejsu. W konsekwencji grzybiarz będzie skazany na powrót „boso”, podśpiewując piosenkę Zakopower „Pójdę boso”, itp. Żeby temu zapobiec, kapitan natychmiast zarządził przerwę w grzybobraniu, aby gumowce odpoczęły.;)) Kolejna miejscówka prawdziwkowa i brak miejsca w koszykach spowodowały, że trzeba było posiłkować się dodatkowym wyposażeniem pod postacią szmacianej torby. Kontroler ruchu grzybowego wydał pozwolenie na obniżanie wysokości, jednocześnie nakazując zachowanie szczególnej ostrożności, a także robienie przerw, żeby nie doszło do zbytniego przeciążenia grzybolotu, a w rezultacie do przegięcia, przeciągnięcia i wywrócenia się.;)) Grzyby nie chciały nas wypuścić z lasu. Stopniowo obniżając kurs po wygodnej, asfaltowej drodze, co chwilę trzeba było zatrzymywać się, ponieważ znajdowaliśmy piękne grzybki, wśród których przeważały prawdziwki i podgrzybki, czasami młode ceglasie. W jednym miejscu trafiłem na wyjątkowe znalezisko – rzadkiego i będącego pod ścisłą ochroną siedzunia jodłowego. Zapach jego jest znacznie mniej intensywny niż siedzunia sosnowego, a zapach części trzonowej przypominał nam podtęchłą szmatę do podłogi… W końcu podeszliśmy do lądowania, włączyłem odwracacze ciągu gumowców i po 2-3 minutowym dobiegu, szczęśliwie wylądowaliśmy przy samochodzie. Kontroler ruchu grzybowego pogratulował nam wspaniałego grzybobrania, a my jemu podziękowaliśmy za cenne wskazówki i opiekę podczas całego, grzybowego rejsu.;)) Następnie przeszliśmy do procedury fotografowania końcowego efektu grzybobrania. To było wspaniałe grzybobranie wysokich lotów! Jeszcze tydzień temu o takich zbiorach można było pomarzyć. Także i tym razem włączyłem licznik kroków, który ostatecznie wskazał ich 25.600, czyli o 10.900 mniej niż tydzień temu. Jak długo potrwa ten wysyp? Pewnie jeszcze przez kilka dni, a później będzie trzeba czekać na jesienną odsłonę runa leśnego. Trzeba obserwować przemieszczanie się frontów i opadów, ponieważ we wrześniu, sytuacja grzybowa może być podobna, jak w zeszłym roku, kiedy górscy grzybiarze napełniali koszyki, a nizinni nawet olszówki nie widzieli. Tak się zakończyło grzybobranie marzeń! Grzybolot numer „600 boletus edulis” był najbardziej emocjonującym rejsem w tym sezonie i oby jeszcze kilka takich udało się zrealizować. Pozdrawiam Bractwo Grzybowe!